czwartek, 30 października 2008

2 w 1




Od wczoraj mam nowy udogadzacz :)
Jest nim Pan Szczoteczka. Tak nazwała mama silikonową szczotkę, którą nakłada na palec i masuje nią moje dziąsła. Mógłbym tak w nieskończoność :)
Ząbki dają znać, że są w drodze, choć wcześniej dokuczały bardziej. Przyszły lepsze czasy, ale nastawieni jesteśmy też na te gorsze :(
I tak Pan Szczoteczka przynosi ukojenie, a zarazem pilnuje higieny mego przyszłego białego uśmiechu :)))

SZYJKA :)




Razem z tatą mamy nową zabawę pt. "Nadstaw szjkę". Poega ona na tym, ze patrzymy sobie głeboko w oczy i nagle tato mówi NADSTAW SZYJKĘ!, a ja w mig odwracam buźkę na boczek (najbardziej lubię prawy) i czekam z wielkim uśmiechem na całusy. Radości przy tym jest co nie miara :)








środa, 29 października 2008

OKRĄGŁA 5.

Od 15 minut jestem 5 - miesięcznym niemowlakiem, choć lepiej podoba mi się dzieckiem :) Ale mama woli myśleć, że jestem jeszcze maluteńkim dzidziusiem.
Gdy miałem miesiąc, albo mniej, to rodzice bardzo chcieli żebym miał już ciut więcej i aby mieli ze mną odwzajemniony kontakt i dziś chyba mogą powiedzieć, że właśnie doczekali się tego.
Bardzo ich kocham i wiem, że oni kochają mnie ponad życie!!!!!!
To, iż nie jestem juz taki malutki pokazało nam dzisiejsze odwiedzenie Michalinki, która ma 2 tygodnie i 5 dni. :) Jest śliczna, tylko cały zcas śpi albo je :) Rodzice mówią, ze ze mną tez tak było. Ale teraz nie dam się juz tak bezczynnie połozyć, poniewaz jestem bardzo ciekawy świata, który rodzice pokazują mi najlepiej jak tylko mogą.
A oto ja z Michasią (troszkę niewyraźnie, bo tata nie chciał włączyć lampy ze względu na oczka Michaliny):





Prawda, że widać różnicę? :)

wtorek, 28 października 2008

WIZYTA W PRZYCHODNI

Mama dziś bardzo zaniepokoiła się moim pokasływaniem :( Pod uwagę brana była ślinka, której ostatnio coraz wiecej w mojej buzi, a także to, iż dużo piszczę (oczywiście z radości), wygłupiam się i przez to straszę rodziców kaszlem. Jednak od paru dni pojawiło się też silne i częste ulewanie, i to niekoniecznie po jedzeniu :( Postanowiliśmy to skonsultować z pediatrą, która w sumie nic nam nowego nie powiedziała. Kaszel nie wynika z żadnego przeziębienia, gardło normalne, a ulewanie nie wiadomo skąd. Aby temu zapobiec mama ma podawać mi przez trzy dni, cztery razy dziennie, pół godziny po jedzeniu krople homeopatyczne Vomitusheel. W homeopatię za bardzo nie wierzymy, nawet po ostatniej lekturze "Mama i tata to my", ale mamy nadzieję :)
Najwazniejsze, ze przybieram na wadze. :) Moja waga na dzień dzisiejszy to 7270g (minus pieluszka) :)
Trzymamy kciuki za te kropelki!!!

poniedziałek, 27 października 2008

COŚ NIE TAK

Do tej pory rodzice starali się abym miał stały rytm dnia. I nawet im to wychodziło. Jednak od wczoraj coś jest nie tak. Muszę popędzać ich z kąpielą. A to wiadomo jest moje ulubione zakończenie codziennych harcy :) Już doskonale wyczuwam, gdy zbliża się 19.00 i tylko czekam, aż tato zacznie szykować wodną przygodę :) Wczoraj i dzisiaj musiałem się o to upominać. Co jest grane???!!! Mama tłumaczyła mi ten mały zamęt zmianą czasu. Ponoć trzeba było przesunąć wszystkie zegary o godzinę do tyłu. Jednak mama zapomniała o swojej komórce i tym sposobem zamiast ok 14 dostałem jedzonko o 13. Cycusia dostaję na żądanie, kiedy zaczynam popiskiwać, a to popiskiwanie było pt. CHCĘ NA RĘCE! i tak popędziliśmy ze spaceru prosto do karmienia. Nie protestowałem, bo mleczka nigdy za wiele ;)

Dzisiejszy wieczór to już zupełnie nam się poplątał. Zdrzemnąłem się krótko przed 19 i tata obawiał się, że zasnąłem na dobre i nie obudzę się na myju myju. Jednak mój brzuszek zrobił się pusty i zamiast do wanienki trafiłem z mamą na fotel. Później byłem wyspany, najedzony i nieskory do spania. Tym sposobem wszystko się opóźniło.

A oto ja zastanawiający się czy jest to pora snu, zabawy, kąpieli, czy jedzenia.



sobota, 25 października 2008

RÓŻNICA WIEKU


Dziś poznałem Zosię i Franka :) Odwiedzili mnie ze swoimi rodzicami. Jak tylko weszli do naszego domku, a raczej wpadli :), to nie zainteresowali się mną lecz moją papużką Biszkoptem. Muszę się przyznać, że na mnie ona nie robi takiego wrażenia. Tata twierdzi, że na pewno niebawem zaprzyjaźnię się z nią. Wracjąc do moich nowych znajomych to było tak jak mama przewidziała. Oni bawili się moimi zabawkami (lepiej im to wychodziło ode mnie), a ja z kolan rodziców przyglądałem się temu. Zosia chodzi juz do zerówki - ma 6 lat, a Franko 2 lata. Tak więc nie dałem rady do nich dołączyć i do tego byłem też troszkę zmęczony, bo ze spaniem u mnie w ciągu dnia to wiadomo jak jest. Nie przewidziałem, ze czekają mnie takie wrazenia. Po napatrzeniu się na niecodzienne widoki nawet nie próbowałem zwracać na siebie uwagę i grzecznie zasnąłem w ramionach mamy.Moze następnym razem poszaleję razem z nimi :)

czwartek, 23 października 2008

NADOPIEKUŃCZOŚĆ

Moi rodzice mają bardzo powazny problem związany ściśle ze mną. Mianowicie nie lubią oddawać mnie w niczyje ręce. Dosłownie! Twierdzą, że Julko to nie zabawka i na pewno przeżywa stres w związku z noszeniem przez obcych. A przecież babcie i dziadkowie to nie obcy! Bo nie mówię tu o różnych ciociach, które chętnie potarmosiłyby mnie. Jak tylko nadarza się ku temu okazja, rodzice szukają wykrętów aby mi tego oszczędzić. Tylko czasami brakuje argumentów, a i ludzie są upierdliwi. Muszę przyznać, ze wcześniej rzeczywiście przezywałem duzy stres, gdy trafiałem do obcych. Pamiętam szpital po narodzinach i panie pielęgniarki, które zabierały mnie od mamy na kąpanie, ważenie lub do badania. To zawsze kończyło się płaczem. Przewrazlwieni rodzice tak mnie chronili, że w babcine objęcia trafiłem około drugiego miesiąca.
Jednak ostatnio, chyba po chrzcinach (tu był największy przełom), nie przeszkadza mi to już tak bardzo i rodzice też już troszkę odpuścili, choć tak nie do końca. Zauwazyli, ze nie ma tragedii z nadmiaru wrazeń. Tak więc ręce babć są na porządku dziennym, a wczoraj nawet wylądowałem u dziadka Kazimierza. Chyba był bardzo szczęśliwy! Tylko w tym przypadku to dziadko wcześniej miał opory. Zwyczajnie bał się. Mama oczywiście osaczyła nas jak lwica, patrzyła w moje oczy, ale przerażenia w nich nie ujrzała i z opanowaniem czekała, aż dziadek się zmęczy i sam podda. I nie trwało to długo. Szybko wróciłem do mamy :) Dziadko pochwalił się tą naszą bliskością innym i tak dziś byłem na rękach prababci. Chciała osobiście poczuć moją wagę, która przecież do lekkich nie należy ;) Niestety trwało to bardzo króciutko, bo to przecież prababcia.

I w ten sposób wymykam się rodzicom spod kontroli ;) Moze są trochę przewrażliwieni i nadopiekuńczy, ale bardzo ich za to kocham!!!
A czy moje oczy mówią, że u babci jest źle? :)))

środa, 22 października 2008

"KOLOROWE KREDKI"

Smutna za oknem, zimna październikowa środa upłynęła nam śpiewjąco. Dosłownie! Mama obudziła się z wesołą i bardzo kolorową piosenką w głowie i koniecznie chciała się nią podzielić ze mną i z tatą :) Niestety nie pamiętała dokładnie słów, ale w 21. wieku taki problem to nie problem. Poszperaliśmy chwilkę w internecie i gotowe :) Mama twierdzi, że słoń jej na ucho nadepnął, ale ta piosenka wychodzi jej znakomicie i dlatego cały dzień mi ją śpiewała. :) Niżej zamieszczam tekst, aby inne mamy też mogły pośpiewać :)


Kolorowe kredki w pudełeczku noszę, Kolorowe kredki bardzo lubią mnie, Kolorowe kredki kiedy je poproszę, Namalują wszystko to co chcę. Namalują domek i na płocie kota I wesołe słonko na pochmurne dni A gdy w kosmos lecieć przyjdzie mi ochota Prawdziwą rakietę namalują mi. Kiedy jestem smutny, zawsze mnie pocieszą, Siadamy przy stole i one i ja. Malują cudownie, małpkę taką śmieszną, Słonia na huśtawce i w rakiecie lwa.

Dziś było więc bardzo wesoło, ale nie tylko z powodu piosenki. Moje zamiłowanie do telewizji ujawniło się już wcześniej, choć rodzice starali się je ciut przyhamować. Jednak dziś zrobili mi prawdziwą frajdę i puścili bajkę "Tabaluga". Mam wrażenie, ze to nie jest ostatni kinowy hit, ale też może być :) Moje zainteresowanie i okrzyki przeżywanej akcji trwały ok. 10 minut. Całkiem sporo jak na niespełna pięciomiesięcznego telemaniaka.


A oto ja pochłonięty bają :)





wtorek, 21 października 2008

JESIENNE SŁOŃCE

Dzisiejszy dzień przywitał nas pięknym słońcem i spacer po zdrowie był oczywisty. Nieco opóźniony przez moją 1,5-godzinną drzemkę :) Mama była pod wrażeniem mojego błogiego snu i ze zdumienia nie mogła znaleźć sobie miejsca. Bo jak wiadomo nigdy z tym nie przesadzam. Jednak dziś słoneczko tak miło świeciło na moje łóżeczko, że żal było się budzić. Niestety głód zwyciężył. Po nakarmieniu, przewinięciu, pieszczotach i zabawie ruszyliśmy podziwiać złotą polską jesień. I tu mój długi sen w domku dał się we znaki mamie. No przecież nie da się ogladać swiata leżąc w wózku. Pierwsza godzina spaceru odbyła się na rękach, zaś w drugiej już się poddałem i grzecznie dałem się położyć :) W takich chwilach Mamie chodzi po głowie chusta lub nosidło, jednak nie mówi o tym głośno, bo dobrze wie jaka będzie moja reakcja. Ostatnie próby mojego transportu w czymś takim nie przyniosły oczekiwanego skutku.

poniedziałek, 20 października 2008

RĄCZKI

Dziś odkryłem do czego służy zawieszona na pałąku przy leżaczku parasolka :) Po kilku próbach zaobserwowałem, że po każdym pociągnięciu za pomarańczową rączkę rozlega się wesoła melodyjka. Niestety trwa to krótko, ale pojawia się natychmiast po pociągnięciu :) Super zabawa! Włączam muzyczkę jak tylko mam na to ochotę. Sam decyduję kiedy i gdzie. Nareszcie odrobina samodzielności :))) Mama była szczęśliwa, bo dzięki temu spokojnie zdążyła zrobić naleśniki. Mniam mniam! Oczywiście wersja dla matek karmiących, czyli zamiast mleka - Sinlac.




Moje rączki ostatnio dużo odkrywają nowych rzeczy, np. dziś też sam próbowałem wpuścić do noska sól fizjologiczną. Niestety tu nie obyło się bez pomocy.
Ciągle też doskonalę wkładanie i wyjmowanie smoka. Powoli staję się w tym mistrzem :) Ciekawe co będzie następne?

niedziela, 19 października 2008

IMPREZOWICZ

Wczoraj obchodziłem pierwszy raz imieniny swojego Tatusia :) Od rana odwiedziła nas prababcia, która później poszła ze mną na spacerek. Później pojawiły się babcie z dziadkami i to mi bardzo odpowiadało. Od chrzcin zrobiłem się bardziej towarzyski ;). Dostałem prezent :) - motylko-ważkę. Nikt nie wie co to dokładnie jest ;)
Siedziałem przy stole, oczywiście na kolanach Mamy i przeszedłem pierwszą lekcję nauki posługiwania się sztućcami. A ponieważ siedzę od niedawna, więc to było wielkie przeżycie! Niestety nie poznałem nowych smaków. Ciągle tylko to mamine mleczko. Nie mogę narzekać, ale mam nadzieję, że niebawem moje menu zostanie troszkę urozmaicone :) Rodzice chcieli się mną pochwalić i zaprosili wszystkich na kąpiel. Ale nic na pokaz! Byłem wyjątkowo poważny. Po kolacji padłem i spałem jak suseł :)



Za to dziś pokazałem jak bardzo jestem komunikatywny i co potrafię. Chciałem nadrobić wczorajszy wieczór i wszyscy byli szczęśliwi. Zaprezentowałem też jak potrafię pełzać. Pupa do góry i do przodu. Kocyk był bardzo interesujący i chciałem go dokładnie obejrzeć.

Razem z Rodzicami jestem bardzo szczęśliwy, bo dziś wyszła ze szpitala do swojego domku Michalinka, która ma 9 dni. Już nie mogę się doczekać, kiedy ją zobaczę :)

czwartek, 16 października 2008

ŻABKA

Pod koniec dnia, ma się rozumieć mojego dnia :(, gdy zbliża się godzina 19.00, nie w głowie mi zabawa ani nic innego, jak tylko uwielbiana kąpiel. Staję się niecierpliwy i marudzeniem ponaglam Rodziców, aby zabrali mnie już do łazienki. Tata puszcza "Kołysanki utulanki" i zaczyna się najlepsze :))) Najfajniej jest jak już nie mam nic na sobie. Mama wtedy całuje mnie wszędzie, dosłownie wszędzie ;), a ja piszczę z radości. Do tej pory będąc w wanience nie widziałem nic innego jak sufit i ścianę przede mną, no i oczywiście pochylających się Rodziców. Od wczoraj wygląda to nieco inaczej. Kąpiel została uatrakcyjniona!!! SUUUUPER! Po dokładnym wypucowaniu każdej części mojego ciała ląduję na brzuszku :) Mocno podpieram się rączkami, a nóżki pracują jak u żabki. Do tej pory nawet nie wiedziałem, że co kąpiel z wanienki przyglądają mi się rybki, krab i są tam też kolorowe muszelki. Teraz dokładnie je sobie oglądam :) Szkoda tylko, że ta wanienka jest taka mała, bo na pewno udałoby mi się popłynąć jak Otylia :)




wtorek, 14 października 2008

CORAZ MNIEJ SNU



Do tej pory mój nie do końca rozwinięty układ nerwowy :) nie pozwalał mi przespać całych ośmiu godzin w nocy i dlatego robiłem Mamie pobudki na karmienie. Teraz powodem mojej niechęci do snu, tyle że w ciągu dnia jest już ciekawość świata. To chyba coś lepszego :) Szkoda czasu na sen kiedy można posłuchać muzyki, poprzewalać się na łóżku Rodziców i pomajstrować przy kolorowych zabawkach ;) Lubię też popatrzeć w telewizor. Niestety Mama mi trochę w tym przeszkadza i wymyśla inne zabawy, np. rozmowę z chłopcem w lustrze :) Wokół jest tyle atrakcji!
Mama twierdzi, że od wczoraj przechodzę samego siebie. Pytanie: dlaczego? Otóż łączna liczba godzin mojej drzemki w ciągu doby wczoraj wyniosła 1,5 godzinki :) I to na dodatek na spacerze. Dziś prawdopodobnie będzie powtórka. Nie da się nie zauważyć, że już jesień i aura jest też różna i tak dzisiejszy spacer przerwał nam deszcz, a to oznaczało pobudkę. Rozbudzony marszem po schodach na rękach Mamy wróciłem do domu. Po zmianie pieluszki, i takim tam innym wylądowałem w leżaczku-bujaczku. Normalnie zasnąłbym w nim, ale tym razem miałem ochotę na coś innego. Mianowicie na skłony do brzuszka. Wcześniej je już ćwiczyłem na kolanach Rodziców :) Próbuję zmienić tę nudną pozycję półleżącą na siedzącą :) Tylko ciągle mi ktoś w tym przeszkadza. Wszyscy twierdzą, że na siedzenie jestem jeszcze za malutki :(
Mamie niestety nie udało się mnie uśpić ani w leżaczku, ani na rękach, a już tym bardziej nie w łóżeczku przy pszczółkach. Zmrużyłem oko dopiero przy cycusiu, ale to też tylko na 20 minut. Dałem Mamie chwilę oddechu ;) A później to już wrócił Tato z pracy i super zabawa aż do kąpieli!!!



niedziela, 12 października 2008

DOŚĆ LEŻENIA

Na dzisiejszy dzień Rodzice zaplanowali głównie spacerowanie. Oczywiście z zaliczeniem niedzielnej mszy. W końcu od tygodnia jestem małym chrześcijaninem :) Stwierdzili, że trzeba łapać słońce, bo niebawem za nim na pewno zatęsknimy. W zupełności się z nimi zgadzam, jednak miałem troszkę inne wyobrażenie o tym spacerze :)
Wyruszyliśmy tak jak zawsze. Mama zniosła mnie po schodach, Tata wyciągnął wózek i w drogę. Były nadzieje, że zasnę, ale nie to było mi w głowie :) Wierciłem się, grymasiłem, walczyłem ze smokiem. Mama ciągle mi go wpychała, a ja uparcie wypluwałem. Stwierdziłem, że dziś jest szansa na spacer na rękach Mamy, bo pogoda ku temu sprzyja. I tak też się stało :) Rodzice skapitulowali i podziwiałem świat tuląc się do Mamusi. Oglądałem już niestety pożółkłe liście, które ostatnio często wlatują do mojego wózka. Szkoda, bo drzewka z nimi bardzo mi się podobały. Szczególnie jak Tata mi o nich opowiadał. A już najbardziej to spodobała mi się czerwona jarzębina. Niestety za wiele jej nie zostało :(
Spacer nie był dziś udany, bo Rodzice obawiali się, aby mnie nie przewiało i przypadkiem nie przyplątało się coś nieproszonego po piątkowym szczepieniu. Z tego powodu Mama ciągle podejmowała próby położenia mnie, ale ja stanowczo protestowałem głośnym płaczem. I tak też wyprawa do kościoła została odłożona na następną niedzielę. :(
Słyszałem jak Rodzice rozmawiali o spacerówce :)

sobota, 11 października 2008

SMACZNE PALUSZKI :)



Od paru dni dzielnie ćwiczę wkładanie paluszków od stópek do buźki. Mama bardzo na to czekała. Dziąsła porządnie swędzą, więc wszystko, co można pogryźć, jest SUPER ;) Zacząłem nawet robić Mamie malinki na szyi. :) Jak tylko przydarzy się okazja, np. podczas przewijania lub przed kąpielą, chwytam gołą stopę i ciągnę do buzi. W rajtuzach nie smakują tak dobrze. A smakosz ze mnie wielki! ;) Dziś już opanowałem ssanie dużego palucha od prawej stopy perfekcyjnie :) Ciekawe na co teraz przyjdzie kolej.
Po szczepieniu wszystko w normie. Nie gorączkuję i nawet nie mam obrzęku na rączce. A tyle było strachu. Tata profilaktycznie posmarował miejsce ukłucia Altacetem w żelu i może dzięki temu tak ładnie to wygląda :)
Dziś po kąpieli zostałem sam z Mamą. Niestety towarzysz ze mnie marny, bo już przy cycusiu zacząłem przysypiać i po odbiciu zasnąłem smacznie w swoim łóżeczku. I tak od 20.00 Mama miała wolne. Tata poszedł świętować wczorajsze narodziny córeczki znajomych Rodziców. Michalinka przyszła na świat 10.10.2008 o godz. 20.05. Mama z Tatą bardzo się cieszą i mówią, że będę miał koleżankę do zabawy :) Nie możemy się doczekać kiedy ją odwiedzimy.

piątek, 10 października 2008

IGŁA NIE TAKA STRASZNA JAK MÓWIĄ

Dziś zaliczyłem kolejne, trzecie szczepienie. Planowane ono było na ostatnią środę, jednak po uroczystościach chrzcielnych miałem małe problemy z brzuszkiem i pani doktor kazała odczekać, aby wszystko powróciło do normy. Mama bardzo się tym zestresowała i miała wyrzuty sumienia, że zjadła coś, co mi zaszkodziło. Prawdopodobnie były to kluski śląskie z sosem odgrzewane na drugi dzień. Były całkiem, całkiem ...
Jednak druga hipoteza to nadchodzące ząbki. Ponoć na tym tle też może boleć brzuszek :( Od paru dni jestem niespokojny i wielką ulgę przynosi mi pocieranie dziąseł wszystkim co popadnie :) Najbardziej lubię gumowego Różyka :) Żel Bobodent poszedł w odstawkę, ze względu na rumianek, na który jestem uczulony :( A szkoda, bo był smaczniutki ;) Choć dzięki temu poznałem smak Tantum Verde. No ale wracam do dzisiejszego szczepienia.
Jak zwykle Mama położyła mnie na przewijaku w gabinecie, a ja od razu wykręcałem główkę za kolorowymi miśkami, które stoją tam na parapecie. Bardzo je lubię :) Zwłaszcza zieloną kurkę :))))
Bardzo dokładnie zostałem osłuchany, w szczególności brzuszek, i okazało się, że jestem gotów do szczepienia. Ważenie i mierzenie było w środę i dlatego tak szybko poszło z Panią doktor. Przez ostatni miesiąc troszkę podrosłem, co odczuł Mamy nadgarstek: 7060 g i 67 cm. Pewnie już nie za długo pochodzę w rozmiarze 68 :) Mama założyła mi rajtuzki i przeszliśmy do pani pielęgniarki. Tu zaczęło się najlepsze! Na przystawkę podano mi rotawirusa. Słodziuuuutki!!! Próbowałem sam chwycić ampułkę, ale niestety nie dali mi jej. Tata pokazywał mi Ważkę i Fafę. Jednak na tym etapie nie były za bardzo potrzebne, bo zajęty byłem smakowaniem malinowego syropku. Ale wszystko co dobre szybko się kończy :( Przyszła kolej na danie główne - ukłucie Infanrixem IPV. I tu Ważka z Fafą spisały się dzielnie, bo nawet nie poczułem kiedy i było po wszystkim. Zostałem pochwalony, a Rodzice aż pękali z dumy :) I tym razem uszło bez płaczu. Szkoda tylko, że tak szybko stamtąd poszliśmy, bo było bardzo miło. Ale słyszałem jak pani pielęgniarka umawiała Rodziców na kolejne szczepienie. Mama chyba już się tym stresuje. Ona zawsze tak wszystko przeżywa. A niepotrzebnie!
W nagrodę poszliśmy na spacer do parku, gdzie spotkaliśmy moją wózkową koleżankę Kingę :) Niestety byłem zbyt zmęczony, szybko zasnąłem i nie dowiedziałem się co u niej słychać :(
Przed Rodzicami czujna noc, jak po każdym szczepieniu. Będą sprawdzać, czy nie mam gorączki. Oby było Ok, bo jutro zapowiadają ładny dzień i bardzo chciałbym wyjść na spacerek :)
Aha! Muszę wspomnieć, że dziś przy kąpieli po raz pierwszy był dziadek Kazik. Chyba spodobały mu się wariacje z Tatą, okrzyki radości i śmieszki na całowanie Mamusi :) Oj! Jak ja lubię to codzienne pluskanie!!!

czwartek, 9 października 2008

WSPOMNIENIA I ZACZYNAMY!




"więc jesteś jesteś jesteś
daj niech sprawdzę
niech cię dotknę raz jeszcze dłonią i ustami
niech w oczy spojrzę chociaż najmniej wierzę
oślepłym ze zdumienia oczom
jeszcze twój głos usłyszeć chcę
zapachem się zaciągnąć
pojąć cię raz na zawsze wszystkimi zmysłami
i nigdy nie zrozumieć i ciągle na nowo
dochodzić prawdy pocałunkami"

Halina Poświatowska
Dziś zebraliśmy się w garść :) i zaczynamy zbierać wspomnienia :))))
29.05.2008 o godz.18.10 przyszedłem na świat - 3410 g i 57 cm :) Byłem i jestem najpiękniejszym i najbardziej kochanym dzieckiem na świecie ( tak jak każdy Maluch oczywiście). Rodzice długo na mnie czekali, ale jak tylko dowiedzieli się, że jestem i, że jestem chłopcem od razu wiedzieli, że będę Julkiem. Najpierw moje imię miało brzmieć Julian, ale mamie pod sam koniec noszenia mnie w brzuszku bardziej spodobało się Juliusz. A i tak mówią do mnie wszyscy Julek lub Julko :) No może być ;)
Urodziłem się silny, ponieważ w ciągu trzech dni sam zwalczyłem infekcję, którą podłapałem jeszcze będąc u mamy. Obyło się bez antybiotyku!!! Przeszedłem także żółtaczkę. Na szczęście wystarczyło tylko jednonocne naświetlanie i w piątej dobie Rodzice przywieźli mnie do domku. A tutaj to już poszło jak po maśle.
Pierwszy miesiąc nie był najgorszy. Mama z Tatą strasznie się o mnie bali. Cały czas tylko mówili: "żeby nie płakał", "żeby nie miał kolek", itp. Jednak ja ich tak bardzo kocham, że postanowiłem być grzeczny i rzeczywiście nie płakałem i z brzuszkiem też było OK. A to zasługa Mamusi. Od samego początku dawała mi cycusia (do dziś mi to wystarcza), uważała i nadal uważa na to co je ( Tatuś pilnuje diety mamy), i dlatego mój brzusio jest szczęśliwy :) Kolkom mówimy NIE!!!
Moje przybieranie na masie :
1. miesiąc - 4530g
1,5. miesiąca - 5190 g, 62 cm
3. miesiąc - 6170 g, 64 cm
Jest nieźle :) Na szczęście nie jestem płaczkiem i Mama nie musi się mnie nadźwigać. Choć ostatnio lubię oglądać świat z góry. Od 2. miesiąca mojego życia ulubione zabawki to maty edukacyjne ("pszczółka" i "lewek"). Ostatnio trochę mi się znudziły, ale i tak czasem na nich jeszcze ląduję ;) W dalszym ciągu uwielbiam gadającą Ważkę. Ale największym hitem są ostatnimi czasy paluszki. To teraz najlepsza zabawa. Wkładam je do buźki, a jak się uda to wpycham całe piąstki ;) Mama uważa, że to zapowiedź ząbków.
Dziś mam 4 miesiące i 10 dni. Jestem małym śmieszkiem. Tak mówi Mama z Tatą.
Aniołkiem stałem się całkiem niedawno, bo 05.10.2008. Choć Rodzice od zawsze tak do mnie mówili :)
Mam nadzieję, że uda mi się przypilnować Mamę, żeby już regularnie opisywała moje poczynania. Zbierała bardziej i mniej śmieszne historyjki :)

Przynajmniej obiecuję, że od jutra zaczynamy!!!