środa, 8 lipca 2009

NAWET NIE PRZYPUSZCZAŁAM...

..., że tak bedzie wyglądało dzisiejsze pobieranie krwi z Julciowej maleńkiej rączki :( Myślałam JULKO DZIELNY TO BĘDZIE OK. A było koszmarnie!!! Takiego płaczu jeszcze u swego Dziecka nie słyszałam. To nawet nie był płacz, zaś krzyk. Płacz to był kiedy stamtąd wyszliśmy, a raczej uciekliśmy. Starałam się trzymać choć ja sama, ale poszło ze mnie i płakaliśmy oboje :(
Sądzę, że nie byłoby tak źle, gdyby nie "pełna profesjonalizmu" pani, która spanikowała, jak tylko weszliśmy do laboratorium. Zobaczyła Julcia i powiedziała z przerażoną miną O JEZU!!! Na moje pytanie O CO CHODZI?, odpowiedziała, że do tych badań trzeba będzie upuścić sporo krwi i będzie jej trudno. Kobieta pracująca w tym zawodzie pewnie z ...naście lat mówi, że będzie jej trudno i sieje panikę!!! Przez myśl przeszło mi, żeby zrezygnować :( O JEZU powtarzała w nieskończoność. A wręcz krzyczała! Nie powiedziała do Julka ani słowa, nie uśmiechnęła się do niego ani przez sekundę. Julek szybko zorientował się, że nie będzie miło. Przybiegła druga pani do pomocy. Milsza i z odpowiednim podejściem, ale to już nic nie dało. Pierwsza pani z nerwów zapomniała nawet o rękawiczkach. Powiedziała do mnie żebym trzymała dziecku nogi i ręce bo bedzie wierzgało. Pomyślałam co ona mówi, jakie wierzgało. Przecież to moje Dziecko, które nikogo i niczego się nie boi i ufa ludziom. Jednak nie tej kobiecie, której ręce się trzęsły, opryskała wszystko i wszystkich krwią i krzyczała koszmarne O JEZU!
Julko doszedł do siebie szybko, lecz ja dochodzę powoli. I myślę, że teraz szczepienie, które czeka nas za tydzień nie pójdzie tak łatwo jak zwykle :(
A na badania w końcu zdecydowaliśmy się, ponieważ alergia nie daje odporu i niedługo nie będziemy mieli co wyeliminować z diety. Teraz czekamy na wyniki.

5 komentarzy:

Mama Pszczółek pisze...

współczuję tej koszmarnej wizyty! to okropne, że trafiliście na Panią "O JEZU"! i staraj się tu Matko żeby dziecko nie bało się wizyt u lekarza!!! uściski gorące tym razem zwłaszcza dla roztrzęsionej Mamusi...

Anett pisze...

oj, to prawda,że do tego badania krwi trzeba sporo upuścić.Lili też strasznie płakała i wyrywała się, a krew sikała na boki. Jak rzeźnia normalnie. Oj, niestety brak fachowego podejścia do dzieci...

kala pisze...

oł maj got... nienawidzę takich sytuacji, też płaczę razem z dzieckiem, z bezsilności i w ogóle... ech... było minęło :)

Julko pisze...

Mamo Guciadziękuję za uściski! Oj wsparcie w takich sytuacjach potrzebne bardzo :)
Anett miejmy nadzieje, że to szybko minie. Bo inaczej to biedne te nasze dzieci. Tyle samcznych pokus wokół :(
Kala to mnie pocieszyłaś, bo dziwnie się czułam jako płacząca matka płaczącego dziecka.

Gabryjelov pisze...

ojej!Znamy to...Niby zwykłe pobranie krwi...a dla dziecka-dramat...zwłaszcza jak ktoś nie ma podejścia...a w naszej służbie zdrowia to standard:(niestety.A widok płaczącego bojącego się własnego szkraba dla matki...najgorsza rzecz na świecie:(