Wakacyjna beztroska pozwalała, nam sójkom wiecznie wybierającym się za morze ;) (tak! wyjście z domu zabiera nam zawsze dużo za dużo czasu), na takie właśnie niezapomniane wczesne poranki na świeżym powietrzu. Ja i Julko wskakiwaliśmy w buty i już nas nie było :))). Tato, który w tamtym roku skoro świt chadzał z Julkiem na żaby, w tym szykował cały majdan na plażę. ;)
A my szliśmy do Wikinga, do zadomowionych w sąsiednim pensjonacie kotów i pana gospodarza.
Witaliśmy Misia :) (ulubieniec, a nawet rzekłabym Przyjaciel Julka). Były też dzieci, biedronki, ślimaki z muszlami i bez i nowoodkryty sposób huśtania się :).
A później było zdawanie relacji Tacie. Ach! Cudne były te poranki! Takie spokojne i tylko nasze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz