W porcie bywaliśmy często. Mieszkaliśmy pomiędzy wesołym miasteczkiem a portem. I gdzie ciągnęło nasze Dziecko? Do portu! Uff! Wielką atrakcją były nazwy statków. Ulubieńcem został holownik Franuś :).
W rejs wybraliśmy się Vikingiem, i to w dość niespokojne morze. Na szczęście choroba moeska Julka odpusciła. Niestety tylko Julka ;).
2 komentarze:
Piękne!
Myśmy też płynęli statkiem i emocji było przy tym moc! Teraz co rusz mamy tu dywanowe rejsy :)
Ściskamy!!
Oj świetne są takie zabawy. Widziałam, widziałam! Jak zawsze u Was wesoło :).
A po niebieskim kocu też pływamy w misce ;)
buziaki!
Prześlij komentarz